Puńcowianie rywalizację zaczęli z wysokiego „C”, tuż po wznowieniu gry zdobywając zaliczkę. Damian Szczęsny dośrodkował z rzutu wolnego z bocznego sektora, ale piłki nie dotknął żaden z zawodników z bramkarzem włącznie, dzięki czemu ofensywnemu piłkarzowi Tempa zapisano na koncie gola. Wolę odniesienia wygranej gospodarzy wykazali w kolejnych minutach, a raz – co miało miejsce w 18. minucie – zaskoczyli defensywę LKS-u. Kamil Adamek podał wzdłuż bramki do Mateusza Szustera, który wybornej szansy zmarnować nie mógł. Gdyby podopieczni Michała Pszczółki mieli nieco lepiej nastawione celowniki, to już do pauzy rywalowi, który szanse na utrzymanie w IV lidze ma ledwie iluzoryczne, urządziliby klasyczny nokaut. 2-krotnie w bliskości bramki gości szarżował bezskutecznie Adamek, w innej sytuacji zbyt długo zwlekał Szuster.

Choć Tempo swojego konkurenta nie dobiło, nic nie zwiastowało, że kibice w Puńcowie będą świadkami zwrotu akcji. Między 73. a 75. minutą Wojciech Maciejowski musiał raz po razie sięgać „za kołnierz” – w obu przypadkach ekipa z Czańca skorzystała ze stałych fragmentów, a Bartłomiej BorakJakub Knapek zaistnieli jako egzekutorzy w podbramkowych zamieszaniach. Bolesnej dla siebie straty Tempo zdołało uniknąć. Tomasz Stasiak urwał się obrońców LKS-u, dośrodkował w pole karne, gdzie ręką piłki dotknął Samuel Colik. „Z wapna” nie pomylił się Jakub Legierski, czym zapewnił beniaminkowi sukces. Inny powód do satysfakcji – prócz ciężko finalnie wywalczonego kompletu „oczek” – to powrót na murawę po operacji Mikołaja Tobiasza.

– Drżeliśmy o wynik, bo bardzo chcieliśmy uniknąć kolejnego niepowodzenia. Kiedy przeciwnik wyrównał zrobiło się gorąco, ale reakcja zespołu była odpowiednia – zaznacza szkoleniowiec Tempa.